Strażnik miejski z radiostacją w dłoni. W tle elektryczne hulajnogi stojące na chodniku.Pewien 43-letni mieszkaniec stolicy wykazał się 25 maja niemądrym uporem w próbach dotarcia – po spożyciu znacznej ilości alkoholu – do domu prywatną elektryczną hulajnogą. Najwyraźniej zapomniał, że e-hulajnoga jest pojazdem, a prowadzenie jej pod wpływem alkoholu jest zabronione i karalne.

Dochodziła godzina 20, gdy czujny operator monitoringu miejskiego zobaczył mężczyznę leżącego na chodniku przy ulicy Powstańców Śląskich. Obok leżała elektryczna hulajnoga. O zdarzeniu powiadomiony został patrol straży miejskiej z IV Oddziału Terenowego. Zanim funkcjonariusze podjęli interwencję, mężczyzna zdążył się podnieść i ruszył hulajnogą w kierunku Górczewskiej. Złośliwość grawitacji i błędnika sprawiły, że jego jazda składała się głównie z częstych upadków. Zaprawionego w boju mężczyznę strażnicy zauważyli u zbiegu Powstańców Śląskich i Synów Pułku. Na ich widok właściciel hulajnogi próbował uciekać. Szybko został ujęty przez funkcjonariuszy, którzy nie mieli wątpliwości, co jest przyczyną zaburzeń jego percepcji – alkohol czuć było od niego z daleka. Wezwany patrol policji zbadał trzeźwość 43-latka – wynik to 3,55 promila alkoholu (1,69 mg/l) w wydychanym powietrzu. Prowadzenie pojazdu w takim stanie to podwójne zagrożenie – dla kierującego i dla innych użytkowników dróg. Mężczyzna został ukarany wysokim mandatem. Na miejsce interwencji wezwano też jego małżonkę, której przekazano hulajnogę i męża – hulajduszę.